sobota, 30 maja 2015

III.

- Wstawaj śpiochu- krzyknęła nad moim uchem Emily i uderzyła mnie poduszką. To natychmiastowo wyrwało mnie ze snu.
- Ty !!!!! Wojna na poduszki!!!!- zaczęłyśmy się bić jaśkami i chichotać jak głupie. Trwało to grubo ponad 10 minut, dopóki Emily przez przypadek nie nadepnęła na pilota, włączając telewizję. Właśnie szły wiadomości i temat w nich pokazywany mnie zaciekawił.
- Zaczekaj- powiedziałam do Emily ale nie chciała mnie słuchać. Kleknęła na łóżku i krzyknęła:
- Żadnej litości!
Zdzieliłam ją poduszką w twarz.
- Emily uspokój się na chwilę.-stwierdziłam i dodałam głosu.
- Dzisiaj dostaliśmy interesujący materiał od naszego ukrytego reportera. Materiał poparty jest filmem. Według niego, słynny austriacki skoczek Stefan Kraft jest adoptowany. Filmik przedstawia jego zachowanie, gdy się o tym dowiedział. Zapraszamy na obejrzenie tego materiału.- zapowiedział prezenter i puścił filmik, na którym Kraft szarpie tego człowieka, który podawał się za jego ojca i krzyczy.
- Biedny Stefan- powiedziałam- Musi przeżywać tragedię.
- Racja.- potwierdziła Emily- Najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła.
Ta informacja zasmuciła nam cały poranek do momentu, gdy usłyszałam swój telefon.
What if I told you that I think you're perfect?
Beautiful sky in your eyes, it's so worth it.
I know you make me feel alive.
Pobiegłam, aby odebrać.
- Halo?
- Hey mała.- dobrze znałam ten zwrot.
- Hej Anders. Co jest?
- Zgadaliśmy się z trenerem i chcielibyśmy zaprosić ciebie i tą twoją przyjaciółkę Emily na nasz trening. Co ty na to?
- Jasne. A ile będzie trwał?
- Około 3 godziny. Ale nie martw się. Kadra norweska połączyła się z polską i wymyśliliśmy już plan na cały dzień. Nie musicie się martwić tylko będziecie wykonywać nasze polecenia.
- Aha...? Mam się bać?
Słychać było, że się zaśmiał.
- Jak zawsze. Musze już kończyć. Pa.
- Kto to był?- spytała się Emily.
- Anders- odpowiedziałam- zaprosił nas na trening. Potem cały dzień nam zaplanowali.
- To powinnyśmy się chyba cieszyć.
- Why not?- zaśmiałam się- Ale mamy tylko około godziny na zrobienie ze sobą porządku.
- Ile ?!?! Trzeba było tak od razu!!! Ale nie ma bata, żebym zdążyła.- zaczęła marudzić i poleciała do łazienki. Ja za to nie śpieszyłam się tylko powoli wyjęłam z szafy jasne dżinsy rurki i bordową bluzę. Gdy Emily w pędzie wypadła z łazienki, ja do niej weszłam. Rozczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Na wszelki wypadek wzięłam na rękę dwie gumki do włosów i wyszłam. W tym czasie Emily przerzucała wszystkie swoje ubrania. Wyglądała prześmiesznie.
- Emi, kochanie. Tam będzie trochę zimno, bo dziś mają trening na skoczni całe dwie godziny. Ubierz jakąś bluzę. Jak coś to ci mogę pożyczyć.- zaproponowałam.
- Ratujesz mi życie. Ale... nie mam kompletnie pomysłu jak się ubrać.- zawahała się.
Znalazłam w mojej szafie jasnoniebieską bluzę 3/4 i rzuciłam na łóżko. Do tego wygrzebałam w jej walizce czarne rurki.
- Ubierz się w to. Włosy zwiąż w kucyka albo koka, tylko szybko. Zaraz naprawdę nie zdążymy.
Dziewczyna posłuchała mojej rady i związała swoje platynowe włosy w koka. Obydwie ubrałyśmy puchowe kurki. Ja granatową, ona czarną. Skończyło się tylko kilkunastominutowym spóźnieniem. My właśnie wchodziłyśmy jak skoczkowie kończyli się rozgrzewać.
- Co wy na to, żeby zrobić im jakąś małą karę?- spytał Kuttin skoczków wskazując na nas. Spojrzałam po ich twarzach. Wszyscy kiwali twierdząco głową, a te dwa głupki, czytaj Maciek i Fanni, jeszcze się bezczelnie śmiali.
- Coś nie trudnego ale i nie banalnego. Pomyślmy- zastanowił się Kuttin. - Wiem. Zróbcie mostek, fikołka i dwie gwiazdy za jednym zamachem.
Spojrzałyśmy na siebie z politowaniem. Najpierw zaczęłam robić ja. Bez problemu zrobiłam mostek. Wstałam z niego i nim zdążyłam się wyprostować zrobiłam fikołka do tyłu, lądują idealnie na prostych nogach. Potem zrobiłam sześć gwiazd. Emily powtórzyła to. Trener i większość skoczków patrzyła się na nas z otwartymi ustami, a my nie mogłyśmy przestać się śmiać.
- Co tu się dziwić? Skoro obydwie ćwiczą taniec już bardzo długo i do tego jazdę na łyżwach?-stwierdził Maciek.
- Co?- trener wydał się zszokowany.- Czemu nie mówiłeś wcześniej??
- A po co?- spytał spokojnie skoczek- I tak wszystko by zrobiły.
- Aha. Ale dość tych pogaduszek. Trzeba trenować. Chłopaki zróbcie jeszcze z 7 okrążeń sali, a wy dziewczyny chodźcie ze mną. Pomożecie mi.
Posłusznie poszłyśmy za nim do jakiegoś składzika. Był mały, ciemny i ogólnie ponury. Przypomniałam sobie scenę z horroru, który oglądałam niedawno. Była tam scena jak starszy człowiek podstępem zwabia dwie nastolatki do małego i ciemnego pomieszczenia w wiadomych celach. Spojrzałam na Emily. Ona zrobiła to samo w tym samym momencie. Roześmiałyśmy się.
- Czyli obie widziałyśmy ten horror.- skwitowała Emily. Kuttin odwrócił się do nas. Też się uśmiechał.
- I nie tylko wy. - powiedział, a widząc nasze skołowane miny dodał jeszcze- A co wy myślicie, że ja horrorów nie oglądam? Ale poważnie. Podejdźcie bliżej, bo tym nie mogę rzucać.
Ośmielone i wesołymi minami weszłyśmy do środka. Wyszłyśmy trochę mniej zadowolone, bo każda dostała do niesienia po dwie 4 kg paczki. Musiałyśmy żałośnie wyglądać, bo gdy tylko skoczkowie nas zauważyli to przerwali trening i przypatrywali się nam, nic nie mówiąc. W końcu pierwszy odezwał się Fanni i podszedł do mnie.
- Pewnie ciężkie.- wziął paczkę.
- Faktycznie trochę ciężkie – dodałam przesłodzonym głosem. Emily patrzyła na mnie dziwnie ale nie to nie obchodziło. Za wszelką cenę chciałam pozbyć się tych paczek !!!!
- Ej panowie, chodźmy im pomóc- powiedział Maciek i razem z Kamilem wzięli po jednej paczce od Emily. Moją drugą paczkę wziął Rune.
- Ooo- zawołał trener, widząc, że pozbyłyśmy się paczek, które kazał nam nieść.- Zresztą to bardzo dobry pomysł. Skoczkowie mieli jeszcze pobiegać, a wy miałyście mi pomóc w przeniesieniu tego arsenału na skocznie. Ale skoro im się nie chce biegać to wy to zaniesiecie. Zwłaszcza, że to jest dla was.


****** trzy godziny później *******
- Fajny mieliśmy trening, prawda dziewczyny- spytał Kamil, opierając się na barku moim i Emily.
- Idźcie się szybko przebierać.- krzyknęłam na nich. Nie podzielałam jego entuzjazmu. Trener uparł się, że my też musimy brać udział w tym treningu i uczył nas jeździć na nartach. To nie było trudne ani dla mnie, ani dla Emily. Ale potem było gorzej. Zaprowadził nas na jakąś mini skocznię i kazał skakać. To już nam dobrze nie wyszło. Nie wykonałyśmy żadnego dobrego skoku, czyli skoku z poprawnym lądowaniem. To mogło być fajne, gdyby w porę się zorientował, że zeskok jest oblodzony. Ale nie. I teraz mamy multum siniaków. Najwięcej na plecach i rękach, bo oby dwie tak spadałyśmy. Albo na bark, albo na plecy. Ani razu na pupę. To nie fair. A najgorsze, że skoczkowie to wszystko widzieli.
- Ej, nie bądź taka zła. Czyżby cie pupcia bolała po tych twoich „skokach”- powiedział Bardal. Przy ostatnim słowie zaprezentował w powietrzu cudzysłów manualny, czyli jasno dał mi do zrozumienia co myśli o mojej karierze w skokach.
- Nie martw się o moją pupcię, bo to nie jest twoja sprawa. Na twoim miejscu bardziej bym się martwiła o twoją główkę.- powiedziałam złośliwie. Bardal, bo wiem oddał na tym treningu bardzo dobry skok. Tak się tym cieszył, że nie zauważył, że po lądowaniu narta mu się wypięła. Nie mam pojęcia jak to zrobił. Podjechał i popisywał się jak to on daleko skacze ale nikt go nie słuchał. Podskoczył więc na nartach, gdy nagle ta wypięta mu odjechała i wyrżnął na glebę. To było przekomiczne. Chłopak się zaczerwienił i starał się nie zwracać uwagi, że większość skoczków śmieje się z niego pod nosem.
- A czyją sprawą jest twoja pupcia, jak nie moją? Jak coś to mogę się nią zająć.
Nie wytrzymałam tego komentarza. Podeszłam bliżej i dałam mu z liścia. Dość mocno jak się okazało, bo strasznie spuchł. Skoczkowie na chwilę zaniemówili, a potem rozległy się brawa. Brawa dla mnie.
- No- Rune pokiwał z uznaniem głową- Brawo. Bardal zawsze był chamski w stosunku do dziewczyn ale ty pierwsza coś z tym rozbiłaś. Mocno mu przywaliłaś. Pewnie większość facetów by tak nie potrafiła. A koniec o nim. Mamy ciekawy plan na cały dzień i trza go zrealizować.
Skoczkowie szybko się poprzebierali i powybiegali z sali. Zostaliśmy tylko ja, Emily, Maciek, Fanni i Rune.
- Tyle nas idzie?- spytałam z nadzieją. Jakoś nie chciałam spędzać popołudnia z tym chamem i prostakiem, Bardalem.
- Tak. - odpowiedział mi Maciek.- Chodźcie. Nasza bryka już czeka.
Wszyscy wyszliśmy przed budynek. Tam, na parkingu stał lśniący, czerwony kabriolet.
- Maciuś, to twoje?- spytał Rune, a Fanni tylko pokiwał z uznaniem głową.
- Pewnie.- uśmiechnął się pytany.- Od wczoraj. Musiałem sobie kupić jakieś autko. To mi się spodobało.
Bałam się, że zaraz zapomną, że mieliśmy gdzieś jechać i zaczną gadać o samochodzie. Na szczęście pomyliłam się.
- Ej. My tu gadu-gadu, a dziewczyny się pewnie strasznie nudzą- obudził się Rune.
- No trochę- przyznałyśmy nu rację.
- Okey. To wsiadamy-zarządził Maciek. On też ustalił jak mamy siedzieć, poprzez zaproszenie Emily na przednie siedzenie. Siłą rzeczy, musiałam siedzieć na tyle z Rune i Andersem. Usiadłam pomiędzy nimi. Kierowca puścił muzykę na fula ale tylko chwilkę jej słuchaliśmy, bo po 4 minutach jazdy 100 km/h byliśmy na miejscu. To była ulubiona stadnina moja i Andersa. Wysiadłam i pobiegłam do końskich boksów zostawiają resztę w tyle. W moim szaleńczym biegu nie zauważyłam ludzkiej przeszkody na mojej drodze i wpadłam prosto na Jasona, który tam akurat teraz pomagał.
- Hey- powiedziałam nieśmiało do niego.
- Ałła- jęknął rozmasowując sobie stłuczone miejsce na czole.- Ale ty na mnie lecisz- stwierdził. Roześmiałam się i wstałam z niego. Potem pomogłam mu też wstać.
- Mój koń gotowy to przejażdżki?- spytałam ale nie zdążył mi odpowiedzieć, bo na horyzoncie pojawili się moi powolnie znajomi.
- Marcy- zawołał Rune. - Na chwilę nie można cię zostawić, żebyś komuś, lub sobie, nie zrobiła krzywdy.
Po tych słowach Jason się roześmiał w głos i postanowił się przedstawić.
- Mam na imię Jason i jestem przyjacielem Marceliny i jej nowym partnerem w tańcu- po tych ostatnich słowach spojrzał niepewnie na Andersa ale on tylko westchnął.
- Aha. A pomożesz nam w doborze koni?- spytał się Maciek
Chłopak się zawahał.
- Pewnie- odpowiedział w końcu.- Marcy, Anders wasze konie są w swoich boksach. Olivier chwilę temu wrócił od kowala. Możecie po nie iść, a ja oprowadzę resztę.
- Emily, chodź ze mną. Ja ci wybiorę konia- zawołałam do mojej przyjaciółki, a ona ochoczo poszła za mną.
- Jak wygląda twój koń?- spytała Emily.
- Angel? Ma sierść koloru mlecznej kawy, a grzywę i ogon ciemno-białą. A co?
- Nic.
Po prawie 10 minutach wątpliwej przyjemności zwiedzania stajni Emily wybrała sobie konia. Była to jedna z szybszych klaczy w tej stadninie. Niezwykle miła, mimo iż dzięki czarnej sierści i czarnej grzywie przypominała bardziej diabła. Nazywała się Persefona. Skończyło się to tak, że ja miałam jechać na moim Angelu, Emily na Persefonie, Anders na swoim Olivierze, Rune na Lady Pladze, a Maciek wybrał sobie pod siodło Izzie.


****** dwie godziny później *******

Mimo iż jeździliśmy już 2 godziny to nikt się nie skarżył. Wszystkim spodobała się jazda konna. Niestety nasze wierzchowce bardzo się zmęczyły i musieliśmy kończyć zabawę.
- Okey. To jest już 18 i pora na ostatni punkt naszej listy na dzisiaj- powiedział Maciek.
- Ooo... Marcy. Jakże miło cię widzieć. Wychodzisz już ze stadniny? Szkoda. Ale zawsze unikałaś otwartej rywalizacji ze mną. Boisz się mnie.
Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał ten głos. Od razu rozpoznałam właścicielkę tego głosu, moją starą przyjaciółkę Alexię.
- Daj mi spokój chociaż dzisiaj, bo nie mam czasu ani ochoty na słowne przepychanki z tobą.
- Jaka szkoda. Ja akurat mam i czas i ochotę- powiedziała ale przestała nawijać, bo w tym momencie spojrzała na moich towarzyszy i wypatrzyła wśród nich Maćka. Kompletnie mnie zignorowała i podbiegła do niego.
- Cześć- zaczęła go okrążać i kokietować.- Jestem Alexia, a ty pewnie to polska mega gwiazda skoków narciarskich, Maciek Kot, prawda?
- No tak.- odparł niepewnie, jakby chciał zaprzeczyć. Patrzył błagalnie w nasza stronę, żebyśmy mu pomogli.
- Ja się nie odezwę.- powiedziałam zawczasu. Miałam przypuszczenia co mi odpowie Alexia i wolałam nie sprawdzać ich.
W końcu nad Maćkiem zlitował się Anders.
- Dobra Alexia. Skończ. Musimy już jechać.
- A mogę z wami?- spytała Fanniego robiąc maślane oczy. Tego już nie mogłam jej odpuścić.
- Nie – powiedziałam stanowczo. Popatrzyła na mnie groźnie.
- Uspokój się, bo ci tak zostanie- powiedziałam jej- Nie mamy miejsca w aucie. Chłopaki idziemy.- momentalnie wcisnęłam się pomiędzy Alexię i Maćka, biorąc jego rękę i odciągając go.- Odpalaj silnik- rozkazałam mu szeptem i puściłam go. Wszyscy szybko weszli do kabrioletu. Nim odjechaliśmy usłyszeliśmy głos.
- POŻAŁUJESZ TEGO DRAPPER!!!
- Ona ci grozi- przejęła się Emily ale ja zachowałam pozory twardej.
- Nie pierwszy raz. Nie ma się co martwić.- zmieniłam temat- To co robimy teraz.
- Jedziemy do domu- powiedział Maciek.- Macie godzinę na przygotowania. Idziemy do najlepszej dyskoteki w tym mieście.
- Uwielbiam dyskoteki- skłamałam entuzjastycznie ale podchwyciłam też niedowierzające spojrzenie Andersa. On wiedział, że kłamie.
Tym razem jechaliśmy przepisowo, więc po domu jechaliśmy prawie 30 minut. Gdy wysiadałyśmy Rune powiedział do nas.
- Punkt 19:30 jesteście gotowe i przyjeżdżamy tu po was.
Zgodziłyśmy się ale miałyśmy uzasadnione obawy, że nie zdążymy. Nie spieszyłyśmy się, bo przez to spotkanie pod stadniną miałyśmy smętne nastroje. W pewnej chwili miałam tego już dość.
- Emily. Nie możemy pozwolić, żeby taka wariatka jak Alexia zepsuła nam zabawę. Chodź, Idziemy się przygotowywać.
Emily dała się wciągnąć w wir przygotowań. Ja ubrałam krótki ciemnoniebieski top, odsłaniający mój płaski brzuch i krótką spódniczkę, także ciemnoniebieską. Emily za to ubrała szary zabudowany u góry top i i także spódniczkę tylko ciemnoszarą.
Idealnie wyrobiłyśmy się w czasie.
Noc na dyskotece z chłopakami była wspaniała i na długo ją zapamiętam. Tylko szkoda, że Fanni zniknął i nie widziałam go przez całą imprezę. Za to odkryłam, że moi rodacy także potrafią całkiem fajnie się ruszać i poznałam całkiem przystojnego tancerza Daniela.
Po trzech godzinach nieustannego tańca jednomyślnie zdecydowałyśmy, że wracamy do domu. Powiedziałyśmy o tym chłopakom i zamówiłyśmy sobie taksówkę.

___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Hejo!!!
Rozdział przydługawy ale powinien zrekompensować fakt, że długo go nie było. :)
Jest inspirowany piosenką:
Edward Maya feat Vika Jigulina - This Is My Life
https://www.youtube.com/watch?v=SXMRf4Sbh1I



wtorek, 26 maja 2015

Ok.
Miałam dużo czasu na myślenie i dzięki pewnym osobom podjęłam decyzję. Tego bloga postanowiłam odwiesić :)
Tak, też się cieszę.
:) <3

poniedziałek, 25 maja 2015

Sorry!!!
Nie mam już motywacji do pisania następnych rozdziałów, więc zawieszam bloga na czas nieokreślony.

niedziela, 24 maja 2015

II.

Obudziłam się gdy promienie porannego słońca przeniknęły do mojego pokoju i zaczęły świecić mi w twarz. Mimo woli otworzyłam jedno oko.
„ Jeszcze jedno oko. No dalej. Uda mi się. Udało się! Alleluja.”- pomyślałam gdy otworzyłam drugie oko. Usiadłam na łóżku.
„ Gdzie jest Emily?”- pomyślałam znowu ale w tej samej chwili usłyszałam śmiechy z kuchni. Byłam pewna, że te głosy należą do mojego taty i do Emily. Postanowiłam do nich dołączyć. Ubrałam pantofle, włosy związałam gumką i zbiegłam po schodach.
- Hey- powiedziałam- Co robicie?
Emily była tak jak ja w piżamie ale tata był ubrany w garnitur. To już było bardzo dziwne.
- Gotujemy- odpowiedział tata. Dobrze zinterpretował mój wzrok, bo po chwili dodał- Mam dzisiaj bardzo ważne spotkanie i od niego zależy przyszłość mojej firmy. Powiem ci kocie, że teraz częściej będziesz mnie widziała w garniturach.
Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Tata zawsze ubierał się w luźne podkoszulki i podniszczone dżinsy. Ciężko było sobie wyobrazić, że teraz będzie paradował po domu w garniaku.
- Wiem ale musisz się przyzwyczaić- powiedział patrząc na mnie. Okazało się, że ostatnie zdanie wypowiedziała na głos.- A teraz inna kwestia. Co życzysz sobie na śniadanie? Mogę ci zaproponować jajecznicę z kalmarem, albo kalmara z jajecznicą.
- Ty i to twoje poczucie humoru.- zaśmiałam się, a on się uśmiechnął.
- No nie? Pa, księżniczko- powiedział i pocałował mnie w czoło.- Widzimy się później Emily i wtedy dokończymy naszą rozmowę- mrugnął do niej.
- Nie będę wnikać w szczegóły waszej rozmowy- stwierdziłam do Emily. Dziewczyna momentalnie zaczerwieniła się i zaczęła chichotać.
- NIE- zaprotestowała – To nie były takie tematy o jakich myślisz... częściowo.
Wmurowało mnie.
- Jak to częściowo nie??!?- prawie krzyczałam na moją przyjaciółkę.
- Rozmawialiśmy o tobie i Andersie.
- JAK TO???- nie codziennie dowiadujesz się, że przyjaciółka obgaduje cię i twojego przyjaciela z twoim ojcem
- Zastanawialiśmy się na jakiej stopie jest wasza przyjaźń.
- Jak to jakiej stopie?- dodałam spokojniej.
- Czy jesteście parą, czy jesteście tylko przyjaciółmi i takie tam rzeczy.
- Że what??
- Nie denerwuj się. Ja próbowałam tłumaczyć twojemu tacie, że jesteście tylko przyjaciółmi, tylko że...
- Co tylko że?
- On nie bardzo chciał w to wierzyć.
- No zarąbiście. - westchnęłam.
- Ale dość już o twoim tacie. Powiedz mi lepiej gdzie się dziś wybieramy.
Od razu poprawił mi się humor.
- Na początek na te łyżwy co miały być wczoraj, a potem...- moją gadkę przerwał dzwonek smsa.- Czekaj. Dostałam wiadomość. Od Maćka.
- Jakiego Maćka? Kota? Tego sławnego polskiego skoczka? Uwielbiam go!! Nie mówiłaś, że go znasz!?!- krzyknęła z wyrzutem.
Uśmiechnęłam się.
- Zapomniałam ale teraz to miła niespodzianka dla ciebie. Napisał mi, że za 4 godziny ląduje na lotnisku w Oslo. Pyta czy przyjadę go odebrać.
- TAAAAK!!!!!- Emily zwariowała. Wyrwała mi telefon i szybko mu napisała twierdzącą odpowiedź. Dopiero po tym się uspokoiła i oddała mi komórkę. - Przepraszam- jęknęła- Nie mogłam się powstrzymać.
Zaśmiałam się po raz kolejny.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Śmieszne wyszło. I dziękuję ci, że nie rozwaliłaś mojego phona. A teraz chodźmy się przebrać i idziemy na lodowisko.


*************** WEDŁUG EMILY *************

Na lodowisku było fajnie. Okazało się, że Marcy jeździ dużo lepiej ode mnie, mimo że ja myślałam, że się nie da. Jednak gdy patrzyłam jak ona perfekcyjnie i równo jeździ, jak robi piruety w powietrzu i na lodzie to mnie przytkało. Marcelina musiała zobaczyć moje spojrzenie, bo podjechała do mnie i zaśmiała się. Znowu.
- Interesuję się aerodynamiką. To pomaga w tańcu i jeździe na łyżwach.
- Czyli fiza?- spytałam niechętnie. Nie cierpię tego przedmiotu.
- Tak. Nie jest taka trudna jakby się mogło wydawać. To jedyny przedmiot ścisły jaki rozumiem.
- Aha- jakoś mnie to nie przekonało ale nie chciałam kontynuować tematu.
Już nie mogłam się doczekać aż spotkam Maćka i odliczałam minuty, a nawet sekundy do tej chwili, więc kiedy Marcy oświadczyła, że już musimy iść z lodowiska, bo się na lotnisko nie wyrobimy, byłam wniebowzięta. Nie przeszkodziło mi półtorej godziny czekania. W pewniej chwili jakiś głos zapowiedział, że samolot, którym lecieli skoczkowie, właśnie wylądował i wszyscy pasażerowie powinni za chwilę przyjść. Tak się stało. Ledwo pokazali się to Marcy od razu poleciała i rzuciła się na szyje Maćka.
- Hej, hej, bo mnie udusisz. Ale poważnie to cieszę się, że tu jesteś- powiedział on i też ją przytulił. Marcelina szybko jednak uwolniła się z objęć chłopaka, wzięła za rękę i podprowadziła do mnie.
- Maciek, to jest Emily. Ona jest moją przyjaciółką korespondencyjną i aktualnie mieszka u mnie. Emi to jest Maciek. Pewnie go znasz bardzo dobrze- mrugnęła do mnie przypominając mi poranne zajście z jej telefonem- ale być może teraz go poznasz lepiej. To mój przyjaciel. Poznaliśmy się stosunkowo niedawno.
Powiedziała tyle i pobiegła w kierunku innych polskich skoczków by się przywitać z nimi, zostawiając nas w niezręcznej sytuacji.
- Jestem twoją wielką fanką- zaczęłam najgorzej jak się tylko dało. Ale patrząc na jego minę zobaczyłam, że jego bawi ta cała sytuacja.
- A to spryciula...- powiedział bardziej do siebie niż do mnie ale po chwili spojrzał na mnie i powiedział- Nie dziwię ci się. Ja tu nie być fanem kogoś takiego- stwierdził i odgarnął włosy do tyłu. Mimo woli roześmiałam się.
- I kogoś tak niesamowicie skromnego- dodałam, a on też się roześmiał.
- I tak przystojnego i inteligentnego i zabawnego.
- Taaa
- Ej gołąbeczki!! Skończcie, bo musimy już jechać.- zawołała do nas Marcy.
- Racja.- stwierdził mój towarzysz. - A czym jedziemy?
- Mamy małego busika, który już czeka na parkingu.
- No to idziemy.
Wszyscy poszliśmy w stronę mini busa, który faktycznie czekał na parkingu, tak jak mówiła Marcy. Pierwsze pięć minut jazdy było strasznie nudne. Nikt się nie odzywał aż pierwszy przerwał cisze Żyła.
- Czym różnią się fajerwerki od polskich piłkarzy? Fajerwerki strzelają! Hehehehe.
Niby sam kawał nie był taki śmieszny ale i tak wszyscy zaczęli się śmiać.
- Albo:
Jak się nazywa Chiński złodziej mazaków? Kosimazaki. A jak drwal? Piłajajamucharata. A jak po czesku wiewiórka? Kociazapierdalajka hehehe. Albo jeszcze: Jak nazywa się chiński alfons? Gonisuki Nabosaka hehe
I właśnie takimi kawałami raczył nas nasz kochany i niezastąpiony Piotrek Żyła

___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Hejo!!!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Miałam urodzinki i nie mogłam się wyrobić :(. Mam nadzieję, że było warto czekać.
Jest inspirowany piosenką:
TFK- War of Change

https://www.youtube.com/watch?v=HdnTSXUWd3E


czwartek, 21 maja 2015

I.

- Cześć tato!!- zawołałam zbiegając po schodach.
- Cześć słońce. Gdzie idziesz?
Albo rżnął głupa, albo naprawdę zapomniał co robię w sobotę o 9:00.
- Idę na... . Chwila. Dzisiaj mam przecież wizytę.- uderzyłam się w głowę- Muszę jechać na lotnisko po Emily.
- Jaką Emily?

- No... tą moją przyjaciółkę korespondencyjną. Pisałam z nią przez ponad pół roku. Ona jest ze Szwecji. To będzie nasze pierwsze spotkanie...
- O której ma samolot?- przerwał ojciec córce.
- Czekaj, nie wiem. Muszę sprawdzić. Wczoraj mi SMS wysłała z godziną przylotu. - zaczęłam grzebać po telefonie, aż znalazłam- Mam. O 10:00 tej samolot ma przylecieć do Oslo. Do nas. I w nim ma być właśnie Emily.
- To leć szybko, bo jest 9:00, a nim dojedziesz na lotnisko to trochę czasu zajmie. Poza tym na mieście będą korki.
- Racja.- stwierdziłam- To ja lecę.- zerwałam kurtkę z wieszaka i wybiegłam z domu.
*************** WEDŁUG TATY **************
- Tylko uważaj na siebie- zdążyłem krzyknąć, bo moja córka błyskawicznie wyleciała z domu. Po jakiś 10 minutach do naszego domu ktoś zapukał.
- Proszę- krzyknąłem podchodząc do drzwi. Do domu wszedł nasz sąsiad, Anders Fannemel.
- Dzień dobry- przywitał się.
- Witaj Anders. Kiedy wróciłeś?
- Jakieś 1,30h temu. Jest Marcy?
- Nie. Wyszła 10 minut temu.
Wyraźnie posmutniał.
- Kiedy wróci?
Zaśmiałem się.
- Przecież ją znasz. Nigdy mi nie mówi kiedy wróci.
- Szkoda. Bo mam coś dla niej.- powiedział i wyciągnął z kieszeni małe czerwone pudełeczko. Spojrzałem na to. Nie zdziwiłem się, bo chłopak zawsze przywoził mojej córce jakiś podarunek z każdego kraju do jakiego pojechał na konkursy.
- No dobrze. Pojechała na lotnisko po jakąś koleżankę. Powiedziała, że przyjdzie za około 1h ale później ma zamiar gdzieś ją zabrać tylko nie wiem dokładnie gdzie i ma wrócić około godziny 20:00
- Aaaa... . To tak późno nie będę jej niepokoić. Może pan jej to dać?- wyciągnął do mnie rękę z pudełeczkiem.- Bo ja chyba nie będę mógł jej tego przekazać osobiście.
- No dobrze.- zgodziłem się, bo nie miałem wyboru. Zabrałem od niego pudełko i położyłem na szafce.


                    *************** WEDŁUG MARCY *************
Czekałam na ten pieprzony samolot z 20 minut, bo się spóźniał. Jednak nie myślałam o tym za bardzo. Denerwowałam się trochę przed spotkaniem z Emily. Bałam się, że jej nie rozpoznam i dlatego wzięłam dużą kartkę i napisałam na niej jej imię i nazwisko, żeby ona mogła mnie znaleźć. Gdy wreszcie samolot wylądował i ludzie zaczęli wychodzić to się upewniłam, że ta kartka to był dobry pomysł. Nigdzie nie widziałam tej osoby, którą widziałam na zdjęciach. Rozglądałam się, z ktoś zaszedł do mnie i zapytał
- Ty jesteś Marcy?
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- Ty jesteś Emily???- tylko tyle mogłam wydusić. Dziewczyna była śliczna i zupełnie inna niż na zdjęciu. Ta ze zdjęcia była grubą brunetką, a stająca przede mną to platynowa, super szczupła laska.
Emily chyba dobrze zinterpretowała moją minę, bo zaczęła się śmiać.
- Troszkę się zmieniłam, bo stwierdziłam, że na nowe życie przyda się nowy image. Za to ty wyglądasz tak ślicznie jak sobie wyobrażałam.
- Ej, bo się zarumienię. - zaśmiałam się- Chodź. Mam pomysł odnośnie dnia dzisiejszego. Będzie super. Ale najpierw odstawimy twoje bagaże do mnie do domu.
- Pewnie.
Śpieszyłyśmy się, bo miałam na dzisiaj plan do wykonania. Po 20 minutach jazdy taksówką dojechałyśmy.
- Hey tato!!- zawołałam od progu.
- Witaj córeczko- tata pojawił się obok nas i przeniósł wzrok na moją towarzyszkę- Ta młoda dama to zapewne Emily, prawda?
Dziewczyna się zarumieniła.
- Tak. - odpowiedziała szybko. Widziałam, że jest to dla niej niezręczna sytuacja, więc postanowiłam interweniować.
- Dobra tato. Przywitałeś się. My teraz pójdziemy na górę i pokażę Emily jej pokój.- spojrzałam na blondynkę, a ona wyraźnie odetchnęła z ulgą.
- Poczekaj córcia. Mam coś dla ciebie.- mówiąc to podszedł do szafki i wziął stamtąd czerwone pudełeczko.
- Co w nim jest??- spytałam zaciekawiona
- Nie wiem. Anders przyjechał i przywiózł ci to, więc przekazuję.
- Aha. Późnej to otworzę, bo teraz się śpieszę.
- To już nie moja sprawa- stwierdził i wrócił do czytania gazety.
- Chodź Emi.- powiedziałam do dziewczyny- Musimy lecieć.
Wpadłam jak burza do mojego pokoju i chwyciłam torbę do ćwiczeń i łyżwy.
- Emi, nie obraź się ale nie mam czasu teraz oprowadzać cię po domu. Lubisz łyżwy i taniec?- spytałam, nie będąc pewna ile wiadomości o sobie, które pisała w mejlach jest prawdziwych.
- Tak. Kocham to.
Odetchnęłam z ulgą.
- A masz sprzęt?
Pogrzebała w jednej z walizki wyjęła z niej łyżwy. Do ręki wzięła sportową torbę.
- Zawsze i wszędzie.
Ucieszyłam się.
- No to idziemy na treningi i mamy całe popołudnie zajęte.
- Mi tam odpowiada.
Wybiegłyśmy z domu i wsiadłyśmy do taksówki, która zawiozła nas pod studio tańca. Przed wysiadką poinformowałam taksówkarza, żeby tu był o równej 15:00.
Tym razem w spokoju weszłyśmy do budynku.
- Ooo... Marcy. Jak zawsze na ostatnią chwilę- powiedział Jason, który podszedł do nas.- A twoja towarzyszka to...?
- Aaa zapomniałabym. Emily to jest Jason, mój partner do konkursów tańca. Jason to Emily, moja przyjaciółka korespondencyjna, która tu przyjechała i będzie się tu uczyć.
- Miło mi cię poznać Emily. Widzę, że masz także łyżwy. - zwrócił się do mnie-Widzę, że zabierasz ją też na lodowisko.
- Serio?? Jak się domyśliłeś?- zażartowałam.
- Ty i to twoje poczucie humoru.- zaśmiał się- Ale ja już muszę iść na swoje zajęcia. Do zobaczenia na lodowisku.
- Pa. - zawołałyśmy równo i on poszedł na swoją salę, a my do przebieralni.
- Szybko się przebieramy i wychodzimy. - stwierdziłam i udało się. Po dosłownie 2 minutach byłyśmy gotowe do treningu, więc poszłyśmy na salę.
- Widzę Marcy, że dziś przyszłaś z obstawą- uśmiechnął się trener, który podszedł do nas. - Mam na imię Christian, zdrobniale Chris i proszę, żebyś tak się do mnie zwracała- powiedział do Emily- A ty? Będziesz tu często przychodzić? Jak długo tańczysz?
- Mam na imię Emily, zdrobniale Emi. Jak bym mogła to chciałabym wtedy co Marcy. Tańczę od 5 lat.
Trener zagwizdał palcami.
- To długo. Większość osób u nas tyle nie tańczy, oprócz naszej niezastąpionej Marceliny. Ale wystarczy. Rozgrzejcie się, z potem zademonstruję całej grupie kroki do nowego układu.
Zaczęłyśmy biegać ale nim to zrobiłyśmy nachyliłam się nad moją przyjaciółką i powiedziałam jej na ucho:
- Nie przejmuj się. Tu wszyscy mają takie poczucie humoru.
Przebiegłyśmy 10 okrążeń naszej dużej sali treningowej i zaczęłyśmy się dogrzewać w miejscu. W pewnej chwili poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. Te ręce obróciły mnie i zobaczyłam ich właściciela. To był Anders.
- Hey- powiedział.
- Cześć- odpowiedziałam- Co ty tu robisz?
- Musiałem się z tobą przywitać. No nie?
- Pewnie tak. Przedstawię ci moją przyjaciółkę. - pokazałam ręką na Emily, która też przestała się rozciągać i patrzyła na nas.- Anders to jest Emily, moja przyjaciółka. Teraz ze mną mieszka. Emily to jest Anders, nasz sąsiad. To ten słynny skoczek.
- Cześć- podali sobie ręce, jednak chłopak nie miał zamiaru mnie puszczać.
- Pamiętasz, jak tańczyliśmy tu razem?- spytał mnie.
- Tak.- wysunęłam się z jego objęć- Ale teraz tobie nie wolno tu przebywać.
Nastała cisza. Żadne z naszej trójki nie chciało kontynuować tego tematu.
- Kiedy jest konkurs na naszej skoczni?- spytałam, żeby przerwać tę ciszę.
- Dlaczego uważasz, że jest konkurs w Oslo? Czy nie mogę tak po prostu odpuścić sobie jednych zawodów i odwiedzić przyjaciółkę?
Uśmiechnęłam się
- Ty na pewno nie. Wiem to, bo cię znam.
- Racja- uśmiechnął się smutno.- Dobra. Muszę już iść na trening.- pocałował mnie w czoło, a do Emily pomachał – Pa.
- Czy wy jesteście parą?- spytał mnie blondynka gdy tylko Anders zniknął za drzwiami.
- Nie. I nigdy nie będziemy.- stwierdziłam i wróciłam do rozgrzewki.

O godzinie 15:00

- Ej, chce ci się iść na łyżwy- spytałam Emily, która też była padnięta po tym treningu. Trener za to ciągle nas chwalił.
- Nie za bardzo, a tobie?
- Mi też. Czyli się zgadzamy. Chodź i jedziemy do domu. Na łóżka.


___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________


Hejo!!!
Ten rozdział jest pierwszy i trochę przydługawy i trochę bardzo nudny :(
Bardzo proszę o komy, bo im więcej komów tym lepsza motywacja na pisanie :)
Jest inspirowany piosenką:
The Cab- Angel With A Shotgun
https://www.youtube.com/watch?v=QA_ONzF9Xz4